jak to po moim ostatnim wpisie 'po hiszpańsku' nazwała Anna (tutaj) spotykany jest bardzo często.
Wiadomo, każdy chwali swoje. Ja też lubię polskie wyroby (zwłaszcza kiełbasę swojską ;-) ale i innymi nie polskimi nie pogardzę (ale kiełbasy takiej już nie znajdę ;-)
I o ile polskie sklepy są zawalone produktami nie polskimi, o tyle w hiszpańskich sklepach ciężko znaleźć niektóre ulubione rzeczy. Np. słodycze, dobrze że milka i kinder jest.
No ale nie o tym ja dziś chciałam.
ale....
Wydaje mi się że jak już coś się zapożycza 'skądś' to lepiej to zostawić w takiej formie (czytaj nazwie) w jakiej się wzięło. I tak np. jak już się bierze restaurację z żółtym pajacem to zostawić Mc Driva, a nie robić Mc Auto.
I jeszcze super bohater Spiderman. Nawet w Polsce dzieci będą mówić na niego Spajdermen, ale dzieci hiszpańskie będą wołać Spiderman ! (czytaj tak jak napisane)
Przykładów można mnożyć.
I przy okazji pojawia się pytanie do wielu nazw używanych w Polsce, dlaczego się je zmienia tworząc inne wyrazy? zapożycza, zmienia końcówki itd itd.
Ale na ten temat to niech się już wypowiedzą jezykoznawcy.
Ja tylko napisałam jak to wygląda moim okiem w Hiszpanii ;-)
czasem jest zabawnie ;-)
A najlepiej oglądać reklamy i nie spaść z krzesła lub tapczanu. Do dziś wspominamy kilka oryginalnie brzmiących hiszpańskich nazw Chrysler - hryzler, Colgate - kolgate, Zamiast Pampmers - w Hiszpanii znajdziesz Dodot (to to samo).
OdpowiedzUsuńa mi się nie podoba takie zapożyczane słówek, zwłaszcza w Polsce:)
OdpowiedzUsuń