wtorek, 13 września 2011

OSTATNI WEEKEND WAKACJI

tak, ten weekend był dla nas ostatnim weekendem wakacyjnym.
W piątek bardzo bardzo wcześnie ruszyliśmy nad morze. W to samo miejsce co rok temu. Pisałam o tym TU i TU i TU. - na moim pierwszym blogu.
I też zatrzymaliśmy się w tym samym hotelu.
Trzy dni ! i  tylko my , woda i piasek.
Popływaliśmy na materacach i łódeczką ;-)
Z góry obejrzeliśmy meduzy.
A z dołu zamek na górce ;-)
 
A ja? Usiadłam na brzegu i pozwoliłam się sponiewierać falom ;-)
Jestem ekstra wypeelingowana ;-)
I opalona !!
Bo będąc w Polsce jakoś mi się nie udało ;-)
Wysłałam kilka fotek kuzynce, a ona stwierdziła że jestem w raju.
Coś w tym jest, bo widoki faktycznie były bajeczne. Palmy, kwiaty....
I cudne niebo w drodze powrotnej (ze mną w lusterku).

 

Plaża i port jedyny raz trafia się
słoneczny żar znowu przyciągnął tu mnie

nadchodzi koniec ciepłych dni
na rok następny starczy mi !


A w poniedziałek podreptaliśmy do szkoły na pierwsze zajęcia w tym roku szkolnym ;-)

wtorek, 6 września 2011

SZKLANE MAGNESY

Kiedyś w wymiance zimowej którą zorganizowała Basia , dostałam od Agnieszki - ABOKU szklane kamyczki. Jak się je przyłożyło do obrazka działały jak lupa. ;-)
A jeszcze gdzieś kiedyś trafiłam na stronę jak z takich kamyczków zrobić magnesy.
Agnieszka podpowiedziała mi gdzie mogę znaleźć takie szklane kamyki.
Znalazłam i kupiłam okrągłe i w kształcie serca.
Przeglądając gazetę przymierzałam szkiełka.
Miałam też duży płaski magnesssssss
i tak powstały
różne
....

 
i muszę przyznać że bardzo mi się spodobało.
Tutusiowi też, bo dzielnie pomagał ;-)

I mam jeszcze worek szkiełek ;-)

sobota, 3 września 2011

DAWNO , DAWNO TEMU ....

bardzo dawno... na pierwszym roku studiów , a było to w okolicach 1997 roku ;-) po raz pierwszy spotkałam się z haftem krzyżykowym w formie obrazu. Sam haft wcześniej znałam, bo moja mama wyszywała , ozdabiała obrusy, serwety itd. Wisiał też co prawda na ścianie (i wisi nadal) mały hafcik z ptaszkami, ale jakoś nie specjalnie na niego zwróciłam uwagę.
Aż do tego czasu. Tego: dawno dawno temu...
Na uczelnię dojeżdżałam i korzystałam z gościny dalekiej krewnej. I to właśnie u niej zobaczyłam ten obraz. A raczej haft, który jeszcze nie był oprawiony. I zachciało mi się taki mieć - własnoręcznie wyszyty.
Coś tam wiedziałam że haftuje się ze schematu (mama miała jakieś kserówki, czy odbitki) , ale ten obraz był wyszyty, schematu nie miał, internetu nie było tak jak teraz, a jak był to nie sądzę żeby można było znaleźć coś takiego itd itd.
I wiecie co? tak się na ten obraz uparłam, że haft został mi pożyczony i haftowałam patrząc na niego ! A muliny? muliny dobierałam sama.
Z zasobów mojej mamy schowanych w wersalce. A czego nie znalazłam, to szłam do pasmanterii z haftem i dobierałam na oko (przykładając do haftu) motki muliny ariadna.
Jak sobie teraz o tym myślę, to nasuwają mi się dwa określenia tej sytuacji: wariactwo i masakra !
Wyszywanie trwało do sesji, bo wiadomo, egzaminy a i też jak najszybciej chciałam haft oddać, co by go nie zniszczyć.
Zostało tylko tło. I one mnie zatrzymało. Nie wiedziałam jaki kolor zrobić: lila róż? błękit? kremowy?
i tak zostało do dziś.
I chyba już tak zostanie na zawsze. Bo w sumie też wtedy  nie wiedziałam że bez tła może być. Teraz już wiem ;-)

 
Haft na wysokość ma ok 50 cm. Czyli dość spory.

I właśnie teraz będąc w Polsce na wakacjach dopadłam spakowane pudła z moimi skarbami i wyszperałam ten haft i kilka innych żeby tu pokazać.
Nie był to mój pierwszy haft. Pierwszy był zajączek z koszykiem, wyszywany tą samą metodą, ale o wiele prostszy. Jakoś go niestety nie mogłam znaleźć.
Ten haft jest moim DRUGIM ! I jestem z niego dumna.
Tylko wyprać się go boję, ze względu na nici nie wiadomego pochodzenia.
Ale jeszcze kiedyś (może na kolejnych wakacjach) wyprasuję go i oprawię.